wtorek, 28 lipca 2015

7. „Nie istnieje żaden powód do miłości”

     Lily obudziła się z ogromnym bólem głowy. Rozejrzała się po otoczeniu i stwierdziła, że znajduje się w pokoju huncwotów. Leżała na łóżku Jamesa i w dodatku z nim. Poczuła, że bardzo chce się jej pić, więc podniosła się. Na stoliku nocnym stała szklanka wody, którą rudowłosa natychmiast opróżniła.

-Już wstałaś? – spytał ją Rogacz, zachrypniętym głosem. 
-Pić mi się chciało.
-To się nazywa kac, Lilka. – wyszczerzył do niej zęby. 
-O taak… Chyba przesadziłam z alkoholem. James, jak znalazłam się w twoim łóżku? – zarumieniła się. – My chyba nie? 
-Nie! – odpowiedział szybko. – Wszyscy tutaj są. To znaczy, prawie wszyscy, bo Ala poszła do Longbottoma.
-Ale dlaczego u was? 
-Dora chciała spać z Syriuszem, a ty i Ann powiedziałyście, że jesteście za młode aby zostać ciotkami. Przyszłyście tu żeby ją pilnować. – wyjaśnił.
-Black i Dorcas. Kto by pomyślał? – mówiła spoglądając na przyjaciółkę wtuloną w Łapę, tak jakby chłopak miał uciec za chwilę na koniec świata.
-Czułem, że to się tak skończy. Łapa się chyba zakochał, ale nie mów nikomu. – teatralnie przyłożył palec wskazujący do ust, na co Ruda zachichotała. 
-Dotrzymam tej tajemnicy – uśmiechnęła się. 
-Wiesz.. mógłbym budzić się tak codziennie. – stwierdził po chwili. 
-Na kacu? – zaśmiała się.
-Przy tobie. 
-James…
-Nic nie mów Lily. Wiem, że łączy nas tylko przyjaźń, ale marzyć można. – poczochrał jej rudą głowę. – Raczej się ze mną nie umówisz co, Evans?
-Kto wie Potter? Kto wie? 
-A umówisz? – zapytał podekscytowany jak małe dziecko. 
-Spadaj! – wytknęła mu język i uciekła do łazienki. Szukający opadł z powrotem na poduszki.  Zastanawiał się co pociąga go w tej rudej wiedźmie. Jest wredna, cyniczna, gburowata, złośliwa, mściwa, ale także inteligentna, zabawna, piękna, szczera, przyjacielska... Czemu ona? 

      
     -Syriusz! Podnieś się z mnie.. – zachichotała Dora. 
-Wygodna jesteś – uśmiechnął się do niej.
-Wiem, ale muszę wstawać. 
-A to niby czemu? – uśmiechnął się po huncwocku. 
-Muszę sprawdzić co z Ann, Alą i Lilką.
-Ruda w łazience. Alicja u Franka, a Ann poszła z Remusem na spacer. 
-Syriusz.. nie można tak cały dzień leżeć w łóżku. – zagroziła mu palcem. 
-Masz rację. Poczekaj tu chwilkę, proszę. – wstał ubrał koszulkę oraz spodnie i wybiegł z dormitorium. Kilka minut później wrócił z tacą przysmaków i dwóch szklanek z sokiem dyniowym. Postawił tackę na stoliku nocnym i pocałował swoją dziewczynę w czoło. – Proszę księżniczko. 
-Jesteś niesamowity. –uśmiechnęła się do swojego chłopa. 
-Wiesz, że będą plotki o tym, że wyrwałem najładniejszą dziewczynę w Hogwarcie? 
-Wiem, ale wiem też o tym, że twoje fanki załamią się, gdy zobaczą nas razem.
-Trudno. – powiedział i zabrał się za bułeczki. 


     Ann i Remus spacerowali przez błonia. Była piękna pogoda, niebo było bez chmurne, a słońce świeciło jak nigdy we wrześniu. Chłopak myślał o tym, że niedługo księżyc jak co miesiąc nad nim zapanuje. Musi kiedyś powiedzieć o swojej przypadłości blondynce, ale jeszcze nie teraz. Przecież może wystraszyć się i uciec od niego, a to ostatnia rzecz jaką by chciał.

-O czym tak myślisz? – spytała Lorens.
-O niczym konkretnym – skłamał – Ann muszę ci coś powiedzieć – spojrzał jej w oczy.
-Tak? 
-Zakochałem się w tobie. – powiedział cicho. Reakcja dziewczyny była natychmiastowa. Ustała na palcach i mocno pocałowała Lunatyka w usta. Chłopak podniósł blondynkę i okręcił się z nią.  


-Ja w tobie również, wariacie.– szepnęła mu do ucha.


     Od wypadu do Hogsmeade minęło już kilka dni, a wiadomość o tym, że w szkole są dwie nowe pary rozniosła się bardzo szybko. Żeńska część szkoły była wprost załamana, gdy dowiedziała się, że Dorcas „ukradła” im Łapę. 

-Hej, Meadowes! – krzyknęła jakaś wytapetowana blondynka z końca korytarza, na którym stała Lily i Dora. Czarna natychmiast ją rozpoznała. Ta dziewczyna latała za Syriuszem jak ćma za światłem. Owa blondwłosa podeszła do dwóch gryfonem i  wzrokiem bazyliszka spojrzała na Dorcas – Syri zostawi cię natychmiast, jak tylko zrozumie, że jesteś kiepska w łóżku. Tylko po to z tobą jest. On kocha tylko mnie i zawsze tak będzie, więc może powinnaś grzecznie go zostawić w spokoju, bo inaczej ci w tym pomogę.

Dorcas spojrzała na nią jak na starą, zgniłą kanapkę, po czym spokojnie rzekła:

-Odsuń się skarbie, bo śmierdzisz zazdrością na kilometr. Zrozum też, że Black nie lubi używać szpachelki, żeby zorientować się, że dziewczyna ma coś pod taką tapetą, jaką ty masz na twarzy. – blond puchonka, rzuciła Meadowes jeszcze jedno wrogie spojrzenie i odeszła z kwaśną miną.


-Często tak do ciebie podchodzą? – spytała Lily.
-Nie, ale to i tak irytujące. 
-Chyba powinnaś pogadać z Łapą. 
-Albo sama to jakoś załatwić…- zamyśliła się Czarna – Chodźmy na lekcje, Lils. 

Lekcja wróżbiarstwa wyglądała mniej-więcej tak, że nauczycielka- Kasandra Trelawney, przepowiadała uczniom ich szybką śmierć. Zwykle wypadało na Jamesa i Syriusza. Na tą dwójkę uwzięła się najbardziej. 
-Witajcie młodzi uczniowie i absolwenci tej szkoły! – zaskrzeczała. – Dziś powróżymy trochę z fusów od herbaty. 
-Pani Profesor? – spytał cicho Peter.
-Tak?
-A czy ma Pani może jakieś herbatniczki do tej herbaty? – powiedział z rozbawieniem. Klasa wybuchła gromkim śmiechem.
-Od zawsze wiedziałam, że ty, Pettigrew nie masz daru wróżenia. Spójrz tylko na pannę Hopkins. – wskazała na niską, ale bardzo ładną krukonkę siedzącą w rogu klasy. – Ona zna się na wróżbiarstwie i od razu widać, że jej wewnętrzne oko jest aktywne. Od jutra będzie udzielała ci korepetycji. Wracajmy do lekcji. – rzekła po czym zaczęła przechadzać się po klasie. 
-Zrobiłeś to specjalnie? – szepnął do Glizdogona, Lupin. 
-Wiedziałem, że mi ją przydzieli. – uśmiechnął się Peter. 
-No to od jutra masz korepetycje z Amy Hopkins. Gratulacje stary. 


Po lekcjach James jako kapitan drużyny zwołał wszystkich swoich zawodników na trening.
-Cześć wszystkim. To nasz pierwszy trening w tym roku. Jak już wiecie, niedługo zmierzymy się z Krukonami. Ten mecz musimy wygrać, a będzie ciężko bez jednego ścigającego. –zaczął kapitan i szukający. Dla Pottera Quidditch był jak druga miłość (pierwszą była Lily). W tej grze mógł się zatracić, odprężyć i był w niej najlepszy w Hogwarcie. 
-Zgłaszam się na ochotnika. – zabrała głos czarnowłosa dziewczyna. 
-Dora? Świetnie! – rozpromienił się Rogaty. – Maiłem cichą nadzieje, że uratujesz mi tyłek. – szepnął. 
-Co? Ty? – zdziwił się Syriusz.
-Masz coś przeciwko, Black? – uniosła jedną brew do góry, robiąc przy tym swoją groźną minę. 
-Wybacz kotku, że się tak spytam, ale czy ty w ogóle kiedyś dosiadałaś miotły? 
-Łapa, opanuj się. – powiedział James.
-Cicho bądź, Potter. Nie wierzy? To się przekona. Dajcie mi obrońcę, a pokaże na co mnie stać. – ustała przy swoim chłopaku i spojrzała mu w oczy. 
  Po chwili Dorcas siedziała na miotle i trzymała w ręku kafla. Frank Longbottom jako obrońca nie zdołał obronić, ani jednego jej rzutu. Powróciła z powrotem na ziemie i ponownie stanęła przed Syriuszem, który miał teraz zdumioną minę. 
-I jak kotku, jakieś obiekcje co do mojej gry? – spojrzała mu w oczy. 
-N-nie. – wyjąkał.
-To świetnie. – uśmiechnęła się do niego zadziornie i poszła do szatni się przebrać. 
-Mogłeś się nie udzielać. – poklepał go po plecach Rogacz. 
-To mogłeś mi powiedzieć, że moja dziewczyna tak dobrze gra. 
-Nie pytałeś. Gram z nią od małego. 
-To czemu wcześniej nie zgłaszała się do drużyny? – spytał Black.
-Bo nie chciała być w cieniu braci. Nigdy nie dorówna Nickowi i Tymonowi. – odparł Potter.
-No tak! Mogłem się domyśleć. – popukał się otwartą dłonią w czoło. 

  Meadowes wróciła do swojego dormitorium wściekła. Była zła na Syriusza i na jego głupotę. Z drugiej strony była usatysfakcjonowana tym, że pokazała mu na co ją stać. Weszła do łazienki i wzięła gorącą kąpiel. Była sama w dormitorium, ponieważ dziewczyny siedziały w Pokoju Wspólnym i odrabiały lekcje. Kiedy woda zrobiła się już chłodna, wyszła z wanny. Obwinęła się ręcznikiem i wyszła z łazienki. W pokuj czekał na nią Łapa. Kiedy tylko Dorcas go zobaczyła, wydała z siebie cichy pisk. 
-Co ty tu robisz? – spytała, poprawiając ręcznik i krzyżując ręce na piersi. 
-Przyszedłem cię przeprosić. Wiesz, że czasem gadam głupoty. – zrobił do niej maślane oczy. 
-Czasem? – uniosła brwi.
-Czasem. Doruś nie gniewaj się już na mnie. – podszedł bliżej, a ona zrobił krok w tył. – Boisz się mnie?
 -Skąd. – był coraz bliżej.
-To czemu się odsuwasz? – kolejny krok w tył.
-Bo lubię. – Czarna bała się, że jeżeli Syriusz zbliży się do niej, to nie wytrzyma i mu ulegnie. 
-Jasne. – Dorcas w tej chwili opierała się już o ścianę, a Łapa stał nad nią i trzymał swoją rękę tuż przy jej głowie. – Aż tak na ciebie działam? – uśmiechnął się zadziornie.
-Wysoko się cenisz, Black. – powiedziała drżącym głosem.
-I co teraz, Meadowes? 
-Nie wiem, Black. – powiedziała, a on wpił się w jej usta. Był to pocałunek namiętny i szalony. Po chwili przeniósł swoje usta niżej, na jej szyje. Powoli zmierzał do obojczyka. Dora wydała z siebie cichy jęk rozkoszy. Ucałował jej lewe i prawe ramie, po czym znowu powrócił do jej ust. 
-Przeprosiny przyjęte? – spytał wreszcie odklejając się od niej. 
-Przyjęte. – wyszeptała.

Znowu zaczęli się całować. Powoli zmierzali do łóżka Czarnej. Upadli na nie, nie zaprzestając pocałunku. 


– Syriuszu… ja chyba nie mogę. – przestała nagle Dora, przypominając sobie co powiedziała jej blond włosa fanka Blacka. – Ja jeszcze nigdy nie… no wiesz. – zaczerwieniła się. 
-Spokojnie. Poczekam ile będziesz chciała. – uśmiechnął się do niej.
-Dziękuje. – odwzajemniła uśmiech. Syriusz już miał się podnieść z łóżka, kiedy czarnowłosa złapała go za rękę. – Zostań na noc. Proszę. – powiedziała błagalnym tonem. 
-Dobrze, mała. – pocałował ją w czoło. 





piątek, 10 lipca 2015

6. Co się stało w Hogsmeade...

     Była sobota, godzina 3:00 kiedy pewien huncwot o kasztanowych włosach i kilku bliznach ma twarzy, przebudził się ze snu. Dziś nie miał najmniejszej ochoty na jakąkolwiek zabawę, ale przyjaciołom się nie odmawia. Uzgodnili, że po śniadaniu całą grupą przejdą się do „Miodowego królestwa” i kilku sklepów odzieżowych. To drugie wymusiły dziewczyny. Później wrócą do zamku, przebiorą się i ruszą na imprezę. Tak przynajmniej planują. Chłopak czując, że nie chcę mu się spać, wziął do ręki książkę i zszedł do Pokoju Wspólnego.

-Ann? - spytał szeptem, widząc blondynkę siedzącą przy kominku.
-Och Remus – spojrzała na chłopaka – ty też nie możesz spać?
-Ta… mam ochotę na kakao .
-To po co ci ta książka? – zaciekawiła się Lorens. Huncwot wzruszył ramionami, na co dziewczyna zachichotała. Bardzo lubiła Remusa. Był miły i przyjacielski. Mimo małych blizn na twarzy był przystojny. Ba! Prawie dorównywał Jamesowi i Syriuszowi. Lupin nie uganiał się za dziewczynami jak jego przyjaciele, co nie oznacza, że dziewczyny się za nim nie oglądały. Szczególnie podobał się owej blondynce.
-Yyy… miałem poczytać, ale myślę że kakao to lepszy pomysł. – uśmiechnął się. – Może też masz ochotę?
-Jasne. – odpowiedziała – Dla mnie z cynamonem.
-Będę za chwilkę. – oznajmił i zniknął za obrazem. Kilka minut później wrócił, trzymając dwa kubki.
-Z cynamonem. – podał kubek blondynce. – Długo już tu tak siedzisz?
-Od pierwszej. Nie chcę mi się spać. – powiedziała i upiła łyk napoju.
-Wiesz, że wrócimy późno z Hogsmeade i powinnaś się wyspać? – spojrzał jej w oczy.
-Tak. Co do Hogsmeade… Boję się, że nas przyłapią. – wyznała.
-Nie takie rzeczy robiliśmy z huncwotami – uśmiechnął się do niej – Ann może miałbyś ochotę… no… wybrać się ze mną kiedyś na spacer? –spytał nieśmiało.
-Randka?
-Yhym… - wyszeptał - Zgadzasz się? – podniósł wzrok na jej niebieskie, szczere oczy.
-Jasne! – uśmiechnęła się do niego.






-No to świetnie!

     Rozmawiali ze sobą, śmiali się i pili ciepłe kakao. W końcu oboje zasnęli na kanapie w pokoju wspólnym.

     James obudził się nadzwyczajnie wcześnie, bo była to godzina 6 rano – sobota. Czując, że i tak nie zaśnie, wstał zrobił kilka brzuszków i pompek, po czym poszedł do łazienki wziąć prysznic.

Syriusza obudziły jakieś dźwięki wychodzące zza drzwi łazienki. Rozsunął kotary i spojrzał na łóżko Rogacza. Było puste, więc pewnie to on tak wyje z rana. Łapa wstał i zaczął dobijać się do łazienki.

-Potter! Przymknij się, inni chcą spać! – krzyczał, ale James śpiewał coraz głośniej.
Black podszedł do łóżka Petera, który spał smacznie z zatyczkami w uszach. Skierował się więc do łóżka Remusa. Rozsunął kotary i ku jego zdziwieniu nie było na nim jego przyjaciela.
Okularnik wyszedł z łazienki i spojrzał pytająco na Łapę.
-Nie ma Lunatyka. – wyznał.
-Pewnie wstał wcześniej i poszedł na śniadanie. – powiedział James, zakładając  t-shirt.
-Tak, pewnie tak. – spojrzał na Rogacza – Zawstydzasz mnie Jamesiku.. – zatrzepotał rzęsami, jak większości ich „fanek”.
-Odwal się. – zaśmiał się Potter.

     Kiedy Glizdogon już wstał, całą trójką udali się do Wielkiej Sali na śniadanie. Przechodząc  przez pokój wspólny spostrzegli Ann wtuloną w Remusa. Uśmiechnęli się na ten widok.  Wiedzieli, że Lupin od dawna podkochuje się w blondynce (chodź nigdy im się do tego nie przyznał). Przeszli pod portretem Grubej Damy. Na korytarzu spotkali Dorcas i Lily. Ta druga za wszelką cenę starała się nie patrzeć na Rogacza, który wręcz pożerał ją wzrokiem.

-No to jak trwają przygotowania na dzisiejszą imprezę, dziewczęta? – zagadał Black, przerywając cisze.
-Całkiem nieźle.. Tylko Ann nie zdążyła mi jeszcze odpowiedzieć jak ją mam uczesać. Chyba musiała to skonsultować z Luniem. – uśmiechnęła się zadziornie Czarna.
-Też uważacie, że dość późno ją zauważył? – spytała Evans.
-Po prostu był nieśmiały i teraz nabrał trochę odwagi… Chodźmy na te śniadanie, bo głodny jestem. - powiedział Peter.

     O godzinie 15 przyjaciele spotkali się w Wielkiej Sali, aby wspólnie udać się do Hogsmeade.

-No to gdzie najpierw? – spytał Łapa.
-Rozdzielimy się. Ja idę po sukienkę na wieczór. – oznajmiła Meadowes.
-Peter, Remus i ja idziemy do miodowego… - odparła Ann.
-Ja i Lily skoczymy do Zonka, a Alicja i Frank idą do Trzech Mioteł na kremowe. – powiedział James, nie patrząc na rudowłosą, która już chciała zaprotestować, ale się powstrzymała.
-No to ja idę z tobą Dorcas. Doradzę ci w wyborze sukienki.. – mrugnął do Czarnej, Black.
-Okej, zniosę cię przez kilka godzin.
-Godzin? – zdziwił się Łapa.
-A co myślałeś, że wybiorę sukienkę w minutę? – powiedziała Dora, na co Syriusz jęknął. 

     Lily i James szli do Zonka w milczeniu, aż do momentu, w którym odezwał się chłopak.

-O co chodzi, Lily? 
-O nic. Po prostu myślę, że powinniśmy zapomnieć o tym co się wczoraj stało – zaczęła – Uważam, że to nie powinno mieć miejsca. – chłopak zatrzymał się nagle. 
-Powiedz, że żartujesz. – złapał ją za rękę – Przecież… myślałem, że ty… Oddałaś pocałunek, prawda?
-Słuchaj, James. Chciałam tego, ale ja chyba nie mogę dać ci tego czego chcesz. Różnimy się. Rozumiesz?
-Przeciwieństwa się przeciągają. 
-Wiem. – westchnęła – Ale są jakieś granice. 
-Kocham cię taką jaka jesteś. – wyznał. 
Dziewczyna zacisnęła usta i zamknęła oczy. Jeszcze żaden chłopak jej tego nie powiedział tak prawdziwie jak on. To nią wstrząsnęło. Wiele razy wyznawał jej, że ją kocha, ale to było takie szczeniackie i na pokaz, a teraz wyznał jej to w tak szczery sposób. Poczuła łzy pod powiekami. 
-Lilka, powiedz coś. Proszę… - ale co miała powiedzieć? Że też go kocha? Przecież to kłamstwo. Zależy jej na nim i jest nim zauroczona, ale to jeszcze nie miłość. 
-Daj mi jeszcze czasu. Muszę sobie to wszystko poukładać i przemyśleć. 
-Poczekam. – uśmiechnął się do niej blado. 
Evans przytuliła się do niego i pozwoliła, aby kilka łez popłynęło po jej bladym policzku. Rogacz z początku zaskoczony jej reakcją,  po chwili odwzajemnił uścisk i ukrył twarz w jej kasztanowych włosach. Ruda nie bała się, że ktoś z przyjaciół ich przyłapie. Obiecała sobie, że wieczorem powie mu o swoich uczuciach, ale jak? Przecież tak naprawdę to sama nie wie jakie to uczucia.. Przyjaźń? Miłość? Zauroczenie? Myślała co mu tak naprawdę powie, bo raczej tekst: „Coś do ciebie czuje, ale nie wiem co” by nie przeszedł. 



   Syriusz i Dorcas chodzili od jednego sklepu do drugiego. Czarna właśnie przymierzała kolejną sukienkę. 

-Co myślisz? – spytała. 
-Następna.  – odpowiedział, pokazują kciuka w dół. Dora z powrotem zniknęła w przymierzalni, nieco rozdrażniona. 
-To ci się spodoba Black.. – szepnęła do siebie i odziała się jedynie w czarny gorset i damskie bokserki. Uśmiechnęła się do siebie, po czym wyszła z przymierzalni z niewinnym wyrazem na twarzy. 



– Co powiesz na to, Łapciu? – zapytała poważnym tonem. Syriusz spojrzał na Meadowes i zachłysnął się powietrzem. Nie spokojnie poruszył się na skórzanym fotelu.
-Merlinie. Chcesz spowodować mój nagły zawał? – rzekł cicho nie spuszczając z niej wzroku, na co dziewczyna parsknęła perlistym śmiechem. 
-Chyba odpuszczę sobie sukienki. Jakieś szorty i t-shirt powinny wystarczyć. – oznajmiła mu i znowu weszła do przymierzalni.  Założyła białe spodenki i cienką koszulkę w tym samym kolorze, pod koszulką miała jeszcze czarny top. 
-I jak? 

-Przyznam, że poprzedni zestaw mi się bardziej podobał – uśmiechnął się do niej po huncwocku. 
-Nie pozwalaj sobie Black. Chciałam żeby było zabawnie, okej? – zagroziła mu palcem.
-Przecież się nie skarżę. – stanął koło niej. – Cudownie wyglądasz. – powiedział patrząc jej w oczy. -  Chodźmy już do Trzech Mioteł. – pogonił ją. 
-Syriusz? 
-Hmm?
-Nie jesteś aż taki zły.. – uśmiechnęła się do niego.

     Kiedy wrócili z wioski była już godzina 17. Dziewczyny natychmiast zaczęły się malować, przebierać i czesać.

-Ruchy! Mamy tylko 2 godziny. – poganiała Dorcas.
-Po co w ogóle tu przychodziłyśmy, skoro zaraz musimy tam wracać? – zirytowała się Alicja.
-Nauczyciele sprawdzają czy wszyscy uczniowie wrócili. Teraz będziemy wymykać się z zamku przejściami huncwotów. -  poinformowała je Lily.

Półtorej godziny później…

-Gotowe? – spytała, Ala. Miała na sobie czarną sukienkę z delikatnym paskiem w talii. Sukienka była rozkloszowana na dole i sięgała jej do kolan. Na stopach miała wysokie buty na platformie. Włosy wydłużyła za pomocą magii i delikatnie pofalowała ich końce. 





-Gotowe. – odpowiedziały chórem. 
-No to idziemy do Huncwotów. – uśmiechnęła się Ann, ubrała swoją ulubioną sukienkę w kwiaty i pofalowała kosmyki włosów.

    

    
     Dziewczyny jeszcze przez chwilę czekały na Łapę, który musiał zrobić się „na bóstwo”.

-Black! Z tobą to gorzej niż babą.. – zaczęła śmiać się Dora.
-Ha. Ha. Ha. – naburmuszył się chłopak. – Bardzo śmieszne. – wytknął jej język.
-Ty nie gadaj tyle, tylko rusz te swoje cztery litery, bo nasze przyjaciółki czekają. – zagroził mu żartobliwie James.
Kilka minut później wszyscy byli gotowi do wyjścia. James zabrał ze sobą pergamin i jakiś materiał. Po czym przemówił:
-Uwaga, uwaga! Chcemy wam przedstawić źródła naszych sukcesów. Oto peleryna niewidka – wskazał na bardzo cienki, bordowy materiał. 
-Prawdziwa niewidka? – zdziwiła się Ruda. Jej włosy chodź nadal rude, sięgały jej zaledwie do karku, ponieważ skróciła je za pomocą magii. Miała na sobie białą sukienkę i czarne buty a’la glany.

-O tak Lilka, najprawdziwsza. – odparł okularnik. – Ale mamy tu jeszcze mapę huncwotów, czyli stworzoną przez genialne umysły, mapę Hogwartu. – wypiął dumnie pierś.
-Mamy uwierzyć, że ten kawałek pergaminu to mapa szkoły, stworzona przez was? Jasne. 
-Nie wierzysz Meadowes? – spytał Syriusz. – James, pokaż jej. 
Okularnik przyłożył różdżkę do pergaminu po czym powiedział:
-Uroczyście przysięgam, że knuje coś niedobrego. – na czystym papierze zaczęły pojawiać się napisy, oraz poruszające się nazwiska. 
-Wow.. – westchnęła Czarna.
-No to teraz ruszamy…
  
     Kiedy dotarli już do Hogsmeade udali się do Trzech Mioteł. Usłyszeli głośną muzykę i odgłosy hucznej zabawy. Weszli do środka gdzie zobaczyli pełno znajomych twarzy. Byli uczniowie Slytherinu, Ravencalwu, Hufflepuffu i nawet Gryffindoru. 

-Skąd oni, tu? – spytała Czarna.
-Zaraz się dowiemy. – odparła Lily i zaczepiła jakiegoś znajomego Krukona. Chwile z nim porozmawiała poczym wróciła do przyjaciół. – wszyscy mają zgodę Dumbledora. Każdy siódmoklasista mógł wyjść do Hogsmeade, a my zakradaliśmy się tutaj jak Merlin wie kto! – zirytowała się. 
-Nie ważne. Czas się bawić! – zapiszczała Meadowes i natychmiast podeszła do baru po szklankę Ognistej Whiskey. 

     Lily po kilku takich szklankach była już lekko pijana. Dorcas cały czas tańczyła wśród przystojnych facetów, a Syriusz przyglądał się temu ze stolika. Po chwili obok niego znalazła się jakaś plastikowa lala, która zaczęła nachalnie wpychać mu się na kolana. Kiedy już się jej to udało, Łapa zwinnie zrzucił ją ze swoich nóg i powędrował w stronę Czarnej. Złapał ją za rękę i zaczął obracać w rytm muzyki. 

-Jak się bawisz, Meadowes? – uśmiechnął się do niej ukazując swoje idealnie, równe uzębienie. 
-Całkiem dobrze, Black. – odwzajemniła uśmiech. 
Kawałek się skończył więc usiedli przy stoliku. Syriusz przyniósł 2 piwa i jedno postawił przed Dorcas. 
-Dzięki – powiedziała i wzięła łyk napoju. – gorzkie – skrzywiła się. 
-Bo to mugolskie piwo. Nasze jest słabe, a te daje kopa. – wyjaśnił. – Ładnie wyglądasz, ale ten czarny gorset był… 
-Nie kończ. – przerwała mu. – chciałam zobaczyć tylko twoją reakcje. – poczuła jak robi się czerwona z zażenowania. 
-Spokojnie Dori. Chciałem powiedzieć, że wyglądałaś niesamowicie. – uśmiechnął się po huncwocku. 
-Dzięki. – szepnęła. – Syriusz muszę ci coś powiedzieć… - zaczęła niepewnie. 
-Łapa! Chodź szybko! Glizdek się upił i trzeba go przetransportować do zamku. – przeszkodził jej James. 
-Wybacz. – spojrzał jej w oczy. – Dokończymy to później? 
-Nie ma sprawy. Idź do Petera. – uśmiechnęła się smutno. 
     Czarnowłosa siedziała przy stoliku i patrzyła na swoich przyjaciół. Ala świetnie bawiła się z Frankiem. Ann i Remus byli sobą zajęci (ich usta były sobą zajęte), a Lily tańczyła z jakimś Gryfonem. Ruda spojrzała w stronę Dorcas. Podeszła do stolika przy którym siedziała i usadowiła się naprzeciwko. 

-Co się dzieje? – spytała. 
-James to matoł. Ja jestem idiotką, a Black jest… Blackiem. – schowała twarz w dłoniach.
-Powiedziałaś mu? 
-Nie, bo Rogacz mi przeszkodził! – zdenerwowała się.
-Nie zwalaj na Pottera. Miałaś tyle szans żeby mu powiedzieć.
-Wiem, ale chyba nie mam odwagi. Lilka ja nie wiem co robić.. 
-Ja wiem. Myślałam już o tym i to na pewno ci pomoże. Felix. – wyjaśniła.
-Nie. To ty go wygrałaś. 
-Ale tobie przyda się bardziej. – powiedziała stanowczo Evans. – weź. – podała jej flakonik – bez dyskusji. – Dorcas zawahała się, ale wzięła eliksir od przyjaciółki. - A jak cię oleje, to osobiście skopie mu tyłek. – powiedziała i przytuliła Czarną.
-Dziękuje – szepnęła rudowłosej do ucha, na co ta się uśmiechnęła. – A co z Jamesem?
-Całowaliśmy się. – uśmiechnęła się smutno i wyjaśniła pokrótce co wydarzyło się między nimi. 
-Lily… 
-Nie Dora. Jeszcze nie teraz. 
-Evans! Kiedy jak nie teraz? – zdenerwowała się Meadowes.
-Nie wiem. Ale jak będę pewna to dam mu szanse. 
 -Świetnie. Tylko zdecyduj się jeszcze w tym wcieleniu, bo nikt nie będzie czekał na ciebie wieczność.  – spojrzała na przyjaciółkę z politowaniem i wychyliła złoty płyn. 
-Tam idzie. No dalej Dor. 
  Czarna dźwignęła się na nogi i podeszła pewnie do Syriusza. Łapa uśmiechnął się na widok dziewczyny. 
-Na czym to my skończyliśmy? – uśmiechnął się do niej zawadiacko. 
-Chciałam ci coś powiedzieć, ale myślę że to załatwi sprawę. – powiedziała mu i wpiła się w jego usta. Stali na środku parkietu i całowali się tak jakby świat miał się skończyć za pięć minut. Dawali z siebie wszystko. Czuli, że potrzebowali siebie od dawna. Czuli się tak kochani. 
-Musimy pogadać – oznajmił Black, gdy odkleili się od siebie. Pociągnął ją za rękę i wyszli na zewnątrz. 
Na niebie iskrzyło tysiące gwiazd. To był niesamowicie piękny wieczór. 
-O czym chcesz rozmawiać? – spojrzała w jego szare oczy. 
-Jesteś pijana. – powiedział surowym głosem. 
-Nie. Tak. No… w pewnym sensie. – Syriusz zrobił pytającą minę. – Lily dała mi płynne szczęście. 
-Dlaczego? 
-Black, czy ty jesteś aż tak głupi czy udajesz?! – zirytowała się.
-Meadowes, Meadowes, Meadowes… - zaśmiał się i pocałował ją w usta. – Przepraszam. – rzekł po chwili. 
-Za pocałunek? 
-Nie. Za to, że nie umiem wyznać tego co czuje… 
-Syriusz.. – wzięła jego twarz w ręce. – kocham cię. Te dwa słowa wszystkim wydają się łatwe, ale tak naprawdę są to najtrudniejsze słowa na świecie. Musisz czuć, aby je wypowiedzieć. Poczekam, więc się nie spiesz. 
-Na pewno? 
-Tak. A teraz mnie pocałuj, bo muszę się do tego przyzwyczaić. – szepnęła.



   Wybaczcie mi za moją niesubordynacje i spóźniony rozdział. Jednak wakacje są wakacjami. Odpoczywałam i odpoczęłam, więc wróciłam do was z nowym rozdziałem, który mam nadzieje was zainteresował. 
Pozdrawiam, 
Rudzielec.