-Lily, obudź się. Zaraz lekcje - powiedziała Dorcas. Ruda jedynie mruknęła coś nie zrozumiałego i zakryła się szczelniej kołdrą.
Czarna, postawiła więc na nieco
radykalniejsze środki i poszła po Rogacza.
-EVANS! WSTAWAJ! - krzyknęła jej do ucha,
ale i to nie poskutkowało. James stał oparty o kolumny łóżka Evans i przyglądał się tej sytuacji z
rozbawieniem.
-Liluś.. Potter tu jest - mruknęła jej
słodko do ucha.
Poskutkowało. Lily jak burza wyskoczyła z
łóżka, a jej oczom ukazał się sam Rogacz. Stał i patrzył na nią ognistym
spojrzeniem, a ona zdała sobie sprawę z tego, że jest ubrana jedynie krótki top
i bieliznę. Ruda oblała się szkarłatnym rumieńcem i weszła do łazienki. Chłopak
patrzył jeszcze na drzwi za, którymi dopiero co zniknęła Lily.
- Dziękuje za pomoc James, ale już możesz
iść - oznajmiła mu Meadowes, na co chłopak tępo kiwnął głową w jej stronę i wyszedł
z dormitorium dziewczyn. Zapomniał jednak rzucić odpowiedniego zaklęcia na
schody i zamieniły się one w ślizgawkę. Obecni w PW (Pokoju Wspólnym) ryknęli
śmiechem, widząc Rogacza.
Huncwoci szli właśnie na śniadanie do WS
(Wielka Sala). Syriusz zastanawiał się co Meadowes chciała od Rogacza. Jedna z najpiękniejszych dziewczyn w szkole.
Co więcej nie była ona tą pustą lalą, tylko inteligentną dziewczyną. Lubiła
quidditcha i umiała świetnie grać! Czarna, zawsze podobała się Łapie. Starał się
do niej zagadać nie jeden raz, ale nigdy mu to nie wychodziło. To było dla
niego naprawdę dziwne, bo z innymi dziewczynami szło mu to całkiem nieźle.
-James, co ty taki nieobecny? – spytał
Remus, patrząc na Jamesa spod swojej owsianki.
-mmm? – mruknął Rogacz, patrząc na Rudą, która konsumowała kanapkę.
-Pytam się: Czemu. Jesteś. Taki. Nieobecny.
– powtórzył wolno Lunatyk.
-mhmm – otrzymał w odpowiedzi. Peter i Syriusz zaśmiali się głośno.
-Daj spokój Lunio. Nasz Rogaś po prostu
jest zajęty obserwowaniem naszej Lilki. – powiedział Łapa. – Hej, James! Zaraz się
obślinisz. – zachichotał i poklepał przyjaciela po plecach.
-Syriusz, czy ty widziałeś nogi Evans? – zapytał
nagle Potter, przygryzając paznokcia.
- Tak, jasne James, co chwila zaglądam jej
pod szatę i je podziwiam. – zironizował.
- Uwierz mi stary, jest co podziwiać. – westchnął
Rogacz, po czym wstali i całą paczką udali się na zajęcia.
Pierwsze były Eliksiry ze ślizgonami. Te
zajęcia prowadził Slughorn. Był opiekunem domu węża. Cały czas mówił Evans, jak
bardzo chciałby ją mieć w swoim domu. Ruda uważała go za dość specyficznego
człowieka. Lubił on faworyzować uczniów. Wśród gryfonów z siódmego roku wybrał
sobie: Lily – za niezwykły talent do eliksirów, Ann – za to, że jej ciocia była
ceniona w ministerstwie magii, Jamesa – za to, że był synem znanego aurora i
uzdolnionym uczniem, oraz Syriusza- za to, że był tak samo zdolny jak James i
po prostu… był Blackiem.
Ród Blacków od pokoleń był uważany za bardzo szlachetny,
ale Syriusz nienawidził swojego nazwiska. Większość swojej rodziny też nienawidził. Blackowie, to jeden z „najczystszych” rodów. Łapa był jedynym
gryfonem w rodzinie (reszta to sami ślizgoni). Nie obchodziło go to czy ktoś był
półkrwi czarodziejem, mugolakiem, czy mugolem. Rodzina jednak, uważała go za
„zdrajcę własnej krwi", dlatego Łapa w wakacje, przed piątą klasą uciekł z domu i
zamieszkał u Potterów.
- Witajcie! – przywitał się profesor - Dziś
zajmiemy się ważeniem wywaru żywej śmierci. Ktoś, coś o nim słyszał? – kilka
rąk wystrzeliło w górę – Lily, proszę.
- Jest to silny środek usypiający,
powoduje omdlenia, które dla niedoświadczonego czarodzieja mogą wyglądać jak
śmierć. Powoduje ją tylko w wypadku skrajnego przedawkowania.- wyrecytowała
Evans.
- Dziękuje. 5 punktów dla Gryffindoru. A
kto powie mi co to jest eliksir Felix Felicis? – tym razem w górze wisiało o
wiele więcej rąk – James. – wybrał.
- No więc… Felix Felicis to inaczej
płynne szczęście. Osoba, która go wypije przez pewien czas ma szczęście, jest
pewna siebie i wszystko się jej udaje. Eliksir ten jest niezwykle trudny do
uwarzenia . Mały błąd może nas wiele kosztować – tu mrugnął porozumiewawczo do huncwotów.
-Świetnie! 5 punktów dla Gryffindoru!
Cudownie mieć takich uczniów w klasie. Jak już wielokrotnie mówiłem, dobrze by
było was mieć w Slytherinie! – uśmiechnął się Ślimak.
-W życiu! Wszystko tylko nie te ohydne
węże. – szepnął Łapa do Jamesa i przybili sobie piątki pod ławką.
-Ten kto uwarzy najlepiej wywar żywej
śmierci, dostanie dziś trochę szczęścia – rzekł profesor i wyjął z kieszeni
buteleczkę ze złotą cieczą w środku – Macie czas do końca lekcji. Ingrediencje
i sposób zrobienia macie opisane w podręczniku. Powodzenia!
Pod koniec lekcji tak naprawdę tylko dwie
osoby walczyły o płynne szczęście. Była to Lily i Severus Snape (którego dziewczyna wprost nienawidziła). Reszta klasy już straciła nadzieje, że cokolwiek im wyjdzie. Peter nawet nie
próbował po tym jak dodając zły składnika podpalił sobie kociołek.
-Zobaczmy co tu upichciliście! –
zachichotał Slughorn, gdy zbliżał się dzwonek – Panno Meadowes, to co pani ma w kociołku do niczego się
nie nadaje.- zacmokał- A u pana, panie Black to zwykła woda – podszedł do
Snape’a – No, no Severusie.. jest bardzo dobrze! – pochwalił ucznia –A co my
tu mamy? – popatrzał w kociołek Rudej – Lily ten eliksir jest wprost idealny!
Mamy zwycięzcę. Gratuluje! 15 punktów dla Gryffindoru i Felix Felicis dla
ciebie – wręczył jej flakonik.
-Gratulację Lilka! – powiedziała Ann do
rudowłosej. – Widziałaś minę Snape?
-Ta, huncwoci pewnie mieli z niego ubaw. –
odpowiedziała.
-Był pewny, że dostanie w te swoje
obślizgłe ręce Felixa. Wyobrażacie sobie? Smarkerus natychmiast wręczyłby go ślizgonom
na mecz. – oburzyła się Alicja. – Lily jak ty mogłaś się z nim przyjaźnić?
-Przed Hogwartem był to tylko Sev, a
teraz zmienił się w Smarka. Po prostu stał się prawdziwym ślizgonem. – tłumaczyła
Evans. – Teraz już nie zadaję się ze Szlamami.
-Nie mów tak! – skarciła ją Czarna. –
Krew nie ma znaczenia.
-Dla was
nie, ale dla takich jak on, krew ma bardzo duże znaczenie. – Ruda uśmiechnęła
się smutno.
Cztery gryfonki z siódmego roku siedziały
w swoim dormitorium. Alicja leżała czytając jakieś magiczne pismo o modzie,
Anna odrabiała transmutację, a Dorcas i Lily leżały na łóżku patrząc się tępo w
sufit.
Nagle w okno zaczęła pukać sowa.
Blondynka wstał i wpuściła zwierzątko, po czym odebrała list. Ptak odleciał.
-Ala to do ciebie – oznajmiła Lorens i
podała przyjaciółce kopertę. Sprint otworzyła jej zawartość.
-Zabije go.. – szepnęła tak, że
dziewczyny ledwo ją słyszały. Wzięła do ręki różdżkę i wybiegła z pokoju z
rządzą mordu w oczach, zostawiając list. Dziewczyny natychmiast się do niego
dobrały.
-Na gacie Merlina! –
powiedziała Dora zakrywając buzie rękoma.
-Będą kłopoty. – stwierdziła Ruda, po czym
wszystkie ruszyły za Alicją.
Hejo, hej! No więc jest i rozdział. Wiem, wiem, wiem zostawiłam w niepewności, ale cóż.. bywa XD Trochę choruje, ale ta choroba jest jakaś niezwykła, bo daje mi solidnego kopa do pisania, a w dodatku mam magiczny przypływ weny :D Dodałam nowe gify na stronie bohaterowie i zachęcam do zajrzenia ;) To na tyle.
Pozdrawiam,
Rudzielec.
Hejo, hej! No więc jest i rozdział. Wiem, wiem, wiem zostawiłam w niepewności, ale cóż.. bywa XD Trochę choruje, ale ta choroba jest jakaś niezwykła, bo daje mi solidnego kopa do pisania, a w dodatku mam magiczny przypływ weny :D Dodałam nowe gify na stronie bohaterowie i zachęcam do zajrzenia ;) To na tyle.
Pozdrawiam,
Rudzielec.